Gdzie i kiedy?
Teatr Kana
pl. św. Piotra i Pawła 4/5
piątek, 9 czerwca 2017, 19:00
Za ile?
20 i 25 zł
Długo wyczekiwana premiera w Teatrze Kana. 3 i 4 czerwca, a także 9-11 czerwca to wyjątkowe daty. "Gęstość zaludnienia" powstała na podstawie głośnej "Czarnobylskiej modliwy. Kroniki przyszłości" Swietłany Aleksijewicz.
Kiedy?
3 czerwca, godzina 19, „Gęstość zaludnienia”, PREMIERA, spektakl, Teatr Kana, wstęp: 25 zł
4 czerwca, godzina 17, „Gęstość zaludnienia”, PREMIERA, spektakl, Teatr Kana, wstęp: 25 zł
9−10 czerwca, godzina 19, „Gęstość zaludnienia”, spektakl, Teatr Kana, wstęp: 20/25 zł
11 czerwca, godzina 17, „Gęstość zaludnienia”, spektakl, Teatr Kana, wstęp: 20/25 zł

(rezerwacje biletów: paula@kana.art.pl)

reżyseria i adaptacja: Krzysztof Popiołek, na podstawie “Czarnobylskiej modlitwy. Kroniki przyszłości” Swietłany Aleksijewicz
Spektakl zrealizowano w ramach stypendium Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego.


Patrząc wstecz
„Są choroby, których nie da się wyleczyć. Trzeba tylko siedzieć i głaskać po rękach”
„Co zostało ze starożytnej Grecji? Mity starożytnej Grecji”
„Siedemdziesiąt lat budowaliśmy komunizm, teraz budujemy kapitalizm. Modliliśmy się do Marksa, teraz do dolara. Pogubiliśmy się w historii”

Bohaterowie opowieści Aleksijewicz są pogubieni w czasie. Nieustannie porównujący siebie stąd i siebie z kiedyś, pęknięci, niedokładnie poskładani, mają jednak zdolność przenikliwego spojrzenia. Problem w tym, że jest to spojrzenie Orfeusza, spojrzenie wstecz (w tym wypadku w głąb czaszki, w siebie). Ich oczy napotykają na bezwzględny wzrok utraconego czasu – Meduzy, która grozi powrotem. Boją się: że przeszłość bezpowrotnie minęła, że jest już nie do odzyskania. Dawno wystygły ich ciała, jeszcze schną głowy po tańcu ostatniego dnia lata – w świecie sprzed wybuchu. Kiedyś głowa pociła się na zewnątrz, dziś poci się od środka. I jeszcze − istnieje obawa, że przeszłość znowu może stać się przyszłością. Ci ludzie stali się nosicielami traumy, wyczulonymi na katastrofę. Są prorokami nowych zagrożeń.
Sceniczna chóralna opowieść bada
 kondycję świata i psychiki człowieka po wybuchu, człowieka przygniecionego ciężarem trudnej przeszłości, funkcjonującego w chmurze obrazów i zdań, które przylepiły się do niego w trakcie drogi i które przyniósł ze sobą aż do: teraz, tutaj.

Człowiek z pamięcią negatywną. Akapit pełen pytań
Jak przytulić człowieka smutnego? Jak wchłonąć nosiciela traumy do tkanki społecznej? Jak nie ominąć jego cierpienia? Jak nie ominąć człowieka przygniecionego ciężarem przeszłości? Jak nie umniejszyć bólu? Jak wyciągnąć pozytywne wnioski z negatywnego doświadczenia? Jak go nie zostawić samego? Jak nie negować depresji? Jak być z cudzym smutkiem? Jak nie pogrążyć się w przeszłości? Jak nie powiedzieć: rezygnuję z uczestnictwa w świecie? Jak nie pozwolić komuś tego powiedzieć? I wreszcie: jak nie pozwolić odejść?

Scena jako akwarium

„W mieszkaniach zostały akwaria… Z rybkami… I komunistyczne plakaty: <>. Im promieniowanie nie zaszkodziło”
„Zostawiliśmy w domu chomika. Zamkniętego. Daliśmy mu jedzenia na dwa dni. A wyjechaliśmy na zawsze”
Wpatruję się w akwarium. W świat zredukowany do objętości zbiornika, który mogę ogarnąć spojrzeniem, do niewielu litrów wody, które wystarczają do przeżycia. To już? Tak niewiele? Tyle wystarczy? Patrzę: akwarium: dwa czasowniki: karmić i wydalać. Ruchy wody przypominają ruchy głowy, fale myślowe, którymi płynę do kiedyś. Nie mogę przebić szkła. A przecież coś tam musi być – dalej.
Poświęcam obecne chwile mojego życia przeszłości. Tracę te sekundy po to, żeby odbudować coś, co zostało stracone. Ostatnią linię łączącą mnie ze światem, który był przecież moim życiem. Nie być? Ale jak to? Czyli mogłoby mnie nie być? Tak po prostu: przestać? zniknąć? pozwolić odejść? Nie spróbować łapać ludzi, którzy – chciałoby się – jeszcze by do mnie mówili? Nie są tak ważne słowa, ważna jest melodia głosu. Tamta melodia, spokojna melodia. Próbuję złapać kierunek. Potrzebuję punktu odniesienia. Potrzebuję cudzego życia jako kompasu – uważaj, tu jest mielizna, tu nie płyń. Tamte słowa stoją jak boje, krzyczą jak niepozamykane groby – uważaj, omiń to miejsce z daleka, nie wpadnij do tego dołu. Potrzebuję cudzych opowieści. Coś mi się wymknęło…
Moja głowa, ruchy mojej głowy robią wycieczki – przymierzam do siebie skóry innych ludzi, noszę przez chwilę cudzy kostium, nie jako ozdobę, a jako wskazanie: uważaj. Nie strać kontroli nad swoim życiem. Przymierzam życiorysy, wypowiadam zdania, które być może nigdy by mnie nie spotkały. Których być może nigdy nie przyszłoby mi powiedzieć. Zdania, które nie powstałyby nigdy bez pomocy ciepłego oddechu, który je wypowiadał. Cudzego oddechu. Te słowa miały swoje ciepło. Te słowa już miały swój oddech.
Sprawdzam to ciepło, żeby wyobrazić sobie: ile rzeczy by mnie nigdy nie spotkało. Ilu słów nie przyszłoby mi nigdy wypowiedzieć. Wkładam między tamte słowa swoje oddechy, poszerzam swoje życie, poszerzam o cudze powietrze z tamtych słów, jest mnie więcej, poszerzam objętość płuc, głowy…
Lepiej, żeby to tu wybuchło – na tym czarnym skrawku, scenie, w akwarium – niż w moim życiu. Przypominam sobie zwycięstwa i porażki moich dziadków, pradziadków. Bo może jeszcze czemuś ma posłużyć ich dramat, bo może po coś jeszcze był – świat, który był.